Mieszkańcy Wał – Rudy nie należeli do zamożnych. Gleba była piaszczysta, częściowo podmokła. Najbliżej lasu położony był jeden z przysiółków Wał – Rudy – Śmietana. W przysiółku tym żyła rodzina Kózków.
Nazwa przysiółku wywodzi się prawdopodobnie od nazwiska niejakiego Śmietańskiego, który był właścicielem znajdującej się tam karczmy – zajazdu. Z polecenia właściciela dóbr radłowskich, nadawaniem i wymierzaniem gruntów zajmował się wspomniany inżynier Śmietański. Właśnie w taki to sposób dziadek Karoliny, Stanisław Kózka, otrzymał „na wieczność” osiem morgów gruntu.
O Stanisławie niewiele wiadomo. Z przekazów, głównie rodzinnych, wynika, iż wraz z żoną Katarzyną cieszyli się opinią ludzi pobożnych, pracowitych, żyjących w zgodzie z sąsiadami. Wśród pięciorga dzieci najmłodszy był Jan - późniejszy ojciec Karoliny. W 25 roku życia żeni się z Marią Borzęcką, córką zamożnej rodziny kmiecej w Wał-Rudzie. Największym bogactwem Jana były jego walory osobiste, dostrzegane i oceniane - jak widać wysoko - przez otoczenie. 
           Przez jeden rok po ślubie Maria i Jan Kózkowie mieszkali u matki Borzęckiej. Potem przenieśli się na własne 2-hektarowe gospodarstwo i do własnego skromnego domu. Dom był drewniany, kryty słomą, frontem zwrócony ku wschodowi, przegrodzony sienią. Po lewej stronie była izba mieszkalna, po prawej obora dla bydła. Kózkowie żyli tu wraz z dziećmi pośród nieustannej pracy. Dzięki swej pracowitości powiększyli stan posiadania z 2 do 6 hektarów gruntu. Uciążliwą i wyczerpującą pracę osładzało wzajemne zrozumienie, miłość, cierpliwość i wytrwałość. Szczególny wpływ na rodzinę miała matka. Starannie przygotowywała każde dziecko do spowiedzi i I Komunii św. Pięcioro z nich doprowadziła do Komunii św. w Radłowie, troje w nowym kościele w Zabawie. Z czasem w nauce katechizmu wyręczać ją zacznie Karolina.
          Dni powszednie u Kózków były prawie zawsze takie same. Rodzice wstawali do pracy o godz. 4°°, dzieci o 5°°. W zimie wstawano o godzinę później. Rodzice głośno śpiewali Godzinki, każde z osobna, podczas wypełniania odpowiedniej posługi w gospodarstwie. Dzieci budziły się w czasie tego śpiewu, myły i ubierały. Następnie cała rodzina odmawiała pacierz przed obrazem Najświętszego Serca. Po wspólnej modlitwie zasiadano do śniadania. Po śniadaniu rozchodzono się do zajęć: do szkoły, do gospodarstwa, "na pańskie". 
          Jan i Maria Kózkowie mieli jedenaścioro dzieci. Karolina przyszła na świat jako czwarte dziecko w dniu 2 sierpnia 1898 roku .Ochrzczona została 7 sierpnia w kościele parafialnym w Radłowie przez ks. Józefa Olszowskiego, w obecności rodziców chrzestnych – Jana Kosmana i Karoliny Łopuszyńskiej. Naukę w szkole wiejskiej Karolina rozpoczęła w 1906 r. Była to tzw. szkoła czteroklasowa - nauka trwała sześć lat. Po jej ukończeniu Karolina uczęszczała ponadto do tzw. klasy uzupełniającej, gdzie lekcje odbywały się trzy razy w tygodniu. Zachowała się fotografia Karoliny, reprodukowana ze zdjęcia grupowego uczniów, wraz z kierownikiem szkoły Franciszkiem Stawiarzem. Na zdjęciu widać Karolinę tuż obok kierownika, częściowo zasłoniętą przez stojące przed nią koleżanki. Rysy twarzy wyraziste, twarz harmonijna, raczej podłużna, czoło wysokie, włosy bujne, zaczesane gładko do tyłu. Współcześni jej świadkowie uzupełniają ten obraz informacją, że włosy miały odcień kasztanowy, jakby nieco rudy; twarz miła i pociągająca, znaczona tu i ówdzie plamkami piegów. Wzrostem i budową fizyczną Karolina przewyższała rówieśniczki.
Wyróżniała się postawą religijną. Ze szczególnym zamiłowaniem uczyła się religii, a swoją wiedzę pogłębiała przez czytanie Pisma św., Żywotów Świętych, a także innych książek i czasopism religijnych. W domu często modliła się w ciemności. Najbardziej lubiła modlić się do Matki Najświętszej, św. Stanisława Kostki i św. Barbary. Należała do grup parafialnych: Apostolstwa Modlitwy Bractwa Wstrzemięźliwości, Żywego Różańca. 
          Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, dotychczas ciche równiny nadwiślańskie zaroiły się od wojska. Wszędzie było pełno kwaterujących żołnierzy. Nie ominęli też i Wał-Rudy, gdzie pojawiły się wojska rosyjskie. Mieszkańców ogarnął strach wobec niewiadomej przyszłości, zwłaszcza że w wiosce pozostali nieliczni mężczyźni, przeważnie zaś dzieci i kobiety. Już, w pierwszym dniu pobytu wojsk okupacyjnych jakiś żołnierz wszedł do domu Kózków. Karolina, która siedziała wtedy przy maszynie i szyła, poderwała się natychmiast i wyszła z izby. Żołnierz nie wyrządził nikomu żadnej krzywdy; poczęstowany jedzeniem odszedł.
          Najtragiczniejszym dniem dla rodziny Kózków stał się dzień 18 listopada. Rankiem 16-letnia Karolina chciała pójść do kościoła, mówiąc matce, że czegoś się boi. Matka jednak uważała, że bezpieczniej będzie dla córki, gdy zostanie w domu. I tak się stało. Matka z córką Teresą poszła do kościoła a Karolina została w domu razem z ojcem, siostrą Rozalią i małym bratem Władysławem.
Około godziny 9:00 wszedł do domu uzbrojony żołnierz rosyjski. Rozejrzawszy się wokoło, zapytał, gdzie są wojska austriackie, na co Karolina odpowiedziała, że nie wie i natychmiast poleciła młodszej siostrze Rozalii przywołać ojca. Ojciec usłyszał to samo pytanie. Gdy zauważył jednak, że to pytanie jest tylko pretekstem, starał się odwrócić jego uwagę i poczęstować żołnierza posiłkiem, ale ten zignorował zaproszenie. W tym czasie Karolina próbowała wymknąć się z domu, ale żołnierz zastąpił jej drogę chwycił ją za rękę i kazał jej i ojcu ubierać się w drogę, niby do komendanta. Protesty tylko go rozwścieczyły. Wyszedłszy z domu, ojciec i Karolina skierowali się ku wsi, w nadziei, że w razie niebezpieczeństwa łatwiej tam będzie o ratunek. Żołnierz jednak rozkazał stanowczo: "Idziemy do lasu". Wkrótce po wejściu w las napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy, nakazując wrócić do domu. Ten jednak prosił, aby sam mógł iść dalej a Karolina niech wraca do domu. Prośby na nic się jednak zdały i sterroryzowany ojciec, oszołomiony szybkością następujących po sobie wydarzeń, zawrócił, udając się do swego szwagra Macieja Głowy. Przyszedłszy tam zaledwie mógł wykrztusić, co się stało. Tymczasem Karolina pozostała sam na sam z uzbrojonym żołnierzem, który przemocą prowadził ją w głąb lasu.
Żołnierz przytrzymywał karabin na lewym ramieniu, prawą zaś ręką trzymał i popychał idącą. W pewnym jednak momencie - dziewczyna wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe zdarzenie widziało dwóch świadków. Ich relacja oraz wszystkie inne spowodowały wielkie poruszenie we wsi. Proboszcz, ks. Władysław Mendrala, udał się natychmiast z protestem do komendy wojsk rosyjskich. Rozpoczęto poszukiwania w lesie. Do poszukiwań przydzielono kilku żołnierzy. Dowództwo wojskowe przekazało - jak zapewniano - meldunki do okolicznych posterunków. Na próżno. Poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu.
          W domu Kózków tymczasem wszyscy przeżywali trudne chwile. Maria Kózkowa czyniła wyrzuty mężowi. Mieszkańcy wioski nie obwiniali jednak ojca. Znając go wiedzieli, że uczynił to w najwyższym przerażeniu, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje. On sam przeżywał wszystko podwójnie boleśnie i jakby nie mogąc znaleźć innego wytłumaczenia dla zaistniałych wydarzeń, zwykł mawiać do końca życia: "Tak się stało - Bóg tak chciał".
Po dwóch tygodniach, dnia 4 grudnia, jeden z mieszkańców wioski, Franciszek Szwiec, zbierający w lesie drzewo natknął się na martwe ciało Karoliny. Znajdowało się po przeciwnej stronie lasu, a więc nie tam, gdzie poszukiwano, ale na trzęsawisku w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od otwartego pola. Karolina leżała na wznak, z prawą dłonią zaciśniętą, wspartą na łokciu drugiej ręki, i skierowaną ku górze. 
Wszyscy, którzy znali Karolinę, jej głęboką wiarę od samego początku dawali wyraz przekonaniu, że była to śmierć męczeńska, czyli heroiczna ofiara życia w obronie chrześcijańskiej cnoty. 
Pogrzeb Karoliny odbył się w dniu 6 grudnia 1914 roku i stał się manifestacją religijną, gromadząc pomimo działań wojennych około trzech tysięcy ludzi. Ciało złożono początkowo na cmentarzu w Zabawie, a trzy lata później, 18 listopada 1917 roku, odbyło się uroczyste przeniesienie zwłok z cmentarza na plac kościelny. Uroczystości tej przewodniczył Biskup Leon Wałęga, co świadczyło, że był on przekonany o heroicznej świętości i męczeńskiej śmierci Karoliny Kozkówny. Podczas procesu beatyfikacyjnego w latach 1981-1987 ciało Karoliny spoczywało w sarkofagu w kruchcie kościelnej w Zabawie, a obecnie w ołtarzu głównym kościoła parafialnego w Zabawie. 
          Mimo wojennej zawieruchy pamięć o Karolinie Kózkównie nie odeszła w zapomnienie. Na miejscu jej męczeńskiej śmierci ustawiono krzyż, a do miejsc związanych z jej życiem i męczeństwem zaczęły pielgrzymować rzesze wiernych. W niedługim czasie powstały opisy jej życia i męczeństwa. Wiele osób za przyczyną Gwiazdy ludu jak powszechnie nazywano Karolinę doznało łask i uzdrowień z choroby.
W 1949 roku ówczesny Biskup Tarnowski, Jan Stepa, wszczął wstępne postępowanie przygotowawcze do procesu diecezjalnego w sprawie beatyfikacji Karoliny Kózkówny. Niestety ciężka choroba i przedwczesna śmierć Biskupa Stepy powstrzymały te prace. Proces został ponownie wszczęty w 1963 roku przez Biskupa Jerzego Ablewicza. W 1968 roku proces informacyjny został ukończony w diecezji, a akta w sprawie beatyfikacji zostały przekazane do Rzymu.
W dniu 30 czerwca 1986 roku Ojciec święty Jan Paweł II ogłosił dekret o fakcie męczeństwa Sługi Bożej Karoliny Kózkówny. Uroczysta beatyfikacja Karoliny miała miejsce w Tarnowie w dniu 10 czerwca 1987 roku, w czasie trzeciej Pielgrzymki Apostolskiej Jana Pawła II do Polski. 
Po ogłoszeniu Karoliny błogosławioną jej kult nieustannie się rozszerza. Do grobu męczennicy w obronie czystości oraz miejsca jej narodzenia, na którym dziś znajduje się rekonstrukcja domu rodzinnego Kózków, przybywają pielgrzymi. 
Relikwie Błogosławionej czczone są w kilkudziesięciu kościołach i kaplicach na terenie diecezji tarnowskiej oraz całej Polski, a także w Anglii, we Włoszech, w Czadzie, Kongo-Brazzaville, Meksyku, USA, Kazachstanie i na Filipinach. Pierwszy jej Relikwiarz otrzymał Jan Paweł II w dniu ogłoszenia Karoliny błogosławioną.

Fragment pracy dyplomowej p. Bożeny Pawłowskiej
"Dzieje parafii bł. Karoliny dziewicy i męczennicy w Biskupcu" 
Olsztyn 2010, ss.39-47.